wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 1

     Było nadzwyczaj gorące wrześniowe popołudnie. W pokoju było strasznie duszno i potwornie gorąco. Wiem, że nie powinno się w tym kontekście używać epitetów takich jak ,,strasznie’’, ale żaden inny epitet nie obrazował tego jak bardzo było gorąco.
Czy jest coś straszniejszego siedzenia w pokoju na drugim piętrze, podczas gdy temperatura powietrza na zewnątrz przekraczała 35°C?
Czułam, że się roztapiam.
Ostatkiem sił zwlekłam moje mokre od potu ciało z łóżka i zbliżyłam się do otwartego na oścież okna.
Wychyliłam się i poczułam jak letni wietrzyk delikatnie smaga moje policzki. Poczułam ulgę.
-Lizzie!
Usłyszałam jak ktoś mnie woła.
Spojrzałam na dół i dłuższy czas szukałam wzrokiem tego kogoś. Na podwórzu leżało kilka osób, ale żadna nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi, wszyscy byli zajęci swoimi sprawami.
W końcu zauważyłam siedzącą na czerwonym kocu pod wierzbą postać, która do mnie machała. To był Stasiek.
-Rusz tyłek! Nie będziesz siedzieć cały dzień w tej saunie! – krzyczał uśmiechając się serdecznie.
Odwzajemniłam jego uśmiech i nic nie mówiąc, ruszyłam w stronę drzwi, zabierając z biurka klucze i telefon.

     Po chwili leżałam już na kocu obok Stasia.
Na nosie zamiast swoich zwykłych okularów korekcyjnych miał okulary przeciwsłoneczne.
Leżał na plecach z zamkniętymi oczami i uśmiechał się non stop.
-Zastanawiałeś się kiedyś nad konsekwencjami naszych decyzji? – zaczęłam.
-Oczywiście. – powiedział z dziwnym entuzjazmem, zupełnie tak jakby  w tej chwili o tym myślał – Pamiętasz może dwunasty kwietnia w tym roku?
-Co to ma do rzeczy? – zdziwiłam się.
-A widzisz Lizzie, ma bardzo dużo… - wziął głęboki oddech, spoważniał i zaczął swoją opowieść – Tego dnia nie miałem ochoty iść na trening, więc zwiałem rano z basenu. Przez cały dzień starałem się omijać trenera szerokim łukiem, aż tu nagle pojawił się na korytarzu obok sali, w której odbywały się zajęcia dla uczniów o profilu fotograficznym.  Stał tyłem i sprawdzał wywieszone na tablicy zastępstwa. Miałem wybór – albo będę udawał, że chciałem zobaczyć jak wyglądają te zajęcia, albo będę się musiał mu tłumaczyć. Wybór był prosty. Wparowałem do sali i zapytałem się Kacprzyka czy mogę popatrzeć. Zgodził się. Akurat przy tablicy stała ruda dziewczyna, która właśnie pokazywała na ekranie interaktywnym naprawdę świetne, wykonane przez nią zdjęcia. Niestety ta dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną, rzuciła pod nosem ,,Chyba siła wyższa nie chce żebym w końcu pokazała te pieprzone zdjęcia.’’.
Staś wybuchnął serdecznym śmiechem i dodał:
 -Siedziałem na lekcji do końca, a po dzwonku podszedłem do owej dziewczyny i przeprosiłem ją. Bardzo się denerwowałem, ponieważ nie umiem rozmawiać z nowo poznanymi ludźmi, ale wyjątkowo miałem powód żeby zagadać.  W ramach rekompensaty zaprosiłem ów rudowłosą niewiastę na lody, a ta (ponieważ kocha jedzenie ponad wszystko) zgodziła się. Rozmawialiśmy długo o różnych sprawach, a resztę tej historii już znasz.
    Fakt. Znałam ciąg dalszy. Całą ta sytuacja stanęła przed moimi oczami.
Dokładnie pamiętałam jak do klasy wbiegł wysoki, dobrze zbudowany chłopak z przekrzywionymi okularami na nosie. Był ubrany w szarą bluzę i podarte dżinsy. Widać było, że się denerwuje, no i trochę się jąkał. Wszyscy się na niego gapili.
Moja pierwsza myśl o tym jegomościu? Pajac, który przerwał mi prezentacje ,,pejzaży stylizowanych na fantasy’’.
Gdy podszedł do mnie by mnie przeprosić wciąż myślałam, że to pajac, ale… Poszliśmy na lody (Życiowa rada numer 1: Jeśli ktoś daje ci jedzenie ufaj mu bezgranicznie.), dużo rozmawialiśmy i okazał się niesamowicie wartościowym człowiekiem. A dziś? Dziś leżeliśmy razem na czerwonym, kraciastym kocu jego dziadka z wypalonymi od papierosów dziurami i rozmawialiśmy o konsekwencjach naszych decyzji.
-Gdyby nie twoje lenistwo nigdy byśmy się nie zaprzyjaźnili. –stwierdziłam.
-Dokładnie. – wybuchnął śmiechem i dodał – Gdyby nie moje lenistwo smażyłabyś dalej swój kościsty tyłek w pokoju.
-Kto wie? Może leżałabym obok jakiegoś innego faceta, albo leżałabym w szpitalu, albo siedziałabym w domu, albo…
-Efekt motyla? – zapytał zaciekawiony.
-Dokładnie.
-Jedna decyzja zmienia naszą przyszłość całkowicie… - Staś zaczął się zastanawiać.
    Gdyby nie to, że zwiał z basenu nie spędziłabym z nim tych wszystkich wspaniałych chwil. Przed oczami przelatywały mi obrazy wspólnie spędzonych wieczorów, popołudni filmowych, jedzenia niezdrowych rzeczy, wygłupiania się, długich rozmów, poznawania nowych ludzi… Gdyby nie to, to moje życie byłoby zupełnie inne. Może bym nie była tą samą Lizzie co teraz… Przecież to on nazwał mnie ,,Lizzie’’. Bez niego byłabym  tylko Elizą…

    Leżeliśmy w ciszy, rozmyślając o konsekwencjach i przyszłości.  Słyszałam tylko bicie jego serca i przejeżdżające samochody. Było tak jakby wszyscy oprócz nas spali.
Byłam mu tak bardzo wdzięczna.
    Podniosłam prawą rękę Staśka i spojrzałam na jego zegarek, była 1720.
To oznaczało, że trwaliśmy tak w ciszy prawie godzinę.
-Śpisz? – zapytałam cicho.
-Chciałabyś. – odparł, przeczesując ręką swoje włosy koloru zborza.
-Jakiś nowy cytat? – zapytałam trącając go łokciem w bok.
    Dobrze wiedziałam, że szukał w głowie cytatów. Staś należał do tej dziwnej grupy ludzi, która ma obsesje na punkcie cytatów. W swoim pokoju pod łóżkiem trzymał stertę zeszytów, w których zapisywał różne cytaty, a te ulubione miał wypisane na kartkach wywieszonych w jego pokoju.
Muszę przyznać, że trochę mnie tym zaraził i sama znałam mnóstwo cytatów.
-Czas to nie kaseta magnetofonowa, którą można przesuwać w przód i w tył.- mówił spokojnie głosem niskim i ciepłym. Uwielbiałam ten głos.
-Paulo Coelho. – wybuchnę łam  śmiechem – Zero oryginalności Stanisławie.
-Mam znaleźć cytat, którego nie znasz?– uśmiechnął się zaczepnie - Co będę za to miał?
-Zaryzykuję. – stwierdziłam i po chwili zaproponowałam - Paczkę żelek?
Staś uśmiechnął się serdecznie i zaczął się zastanawiać. Trwało to dobrą chwilę, aż w końcu powiedział cicho:
-Śmierć jest niezwykle zwyczajna. Przydarza się każdemu, chociaż ludzie zdają się o tym zapominać. Dlatego nie wolno nam tracić czasu.
-Tak więc... – udawałam, że wiem.
-Nie wiesz. – szturchnął mnie w ramię, uśmiechając się zadziornie.
-Zastanawiam się. Czekaj! – próbowałam znaleźć jakieś nieznane nazwisko, które pasowałoby do tego cytatu.
-Nie kłam ! – krzyknął z radością – Żelki moje!
-Nie mam pomysłu… - przyznałam się.
-Wiedziałem. - Stasiek usiadł na kocu  i dodał – Mam pytanie Lizzie…
-Hm? – także się podniosłam.
-Możesz mi oddać moją koszulę, którą przetrzymujesz przez całe wakacje?! –powiedział głośno i dosadnie, uśmiechając się przy tym serdecznie.
    Pod koniec roku szkolnego ,,pożyczyłam’’ od niego koszulę w kratę. Miałam ją oddać przed apelem, ale skończyło się na tym, że nosiłam ją całe wakacje.
Wstałam i podałam mu rękę. Stasiek skorzystał z mojej pomocy i zaczął składać czerwony, trochę dziurawy koc w kratę.
-Chodźmy. – zaproponowałam wskazując w stronę wejścia do internatu.
Staś uśmiechnął się krzywo i zdjął okulary, zmieniając je na swoje zwykłe okulary korekcyjne. Jego wzrok zdawał się mówić ,,Nie chcę iść do tej sauny, ale chcę odzyskać moją ulubioną koszulę’’.
    Mój pokój znajdował się w pierwszym budynku żeńskiego internatu na drugim piętrze. Miał numer 43.
     Każdy uczeń miał swój własny pokój i niedużą łazienkę. W pokojach były podstawowe meble, wszyscy mieli podobne, ale uczniowie mogli sami ozdobić i przemeblować swoje pokoje.
   Wyjęłam z kieszeni klucze i otworzyłam stare dębowe drzwi.
Po wejściu do pokoju zaraz po prawej stronie stoi moje jak zwykle niepościelone łóżko, szara pościel, tuzin poduszek i mój kochany pluszowy miś Tadzio.
Nad łóżkiem wisiały zdjęcia, które robiłam przez ostatni rok, zdjęcia rodziny, przedmiotów, zwierząt, krajobrazów właściwie wszystkiego. Nad nimi wisiały białe lampki choinkowe.
Przy moim łóżku obok drzwi od łazienki stało białe pudło na dokumenty i kable, często się o  nie potykałam, ale nigdy nie zmieniałam jego miejsca.
 Na drzwiach wisiała korkowa tablica z regulaminem internatu, zdjęciami, które nie zmieściły się na ścianie i notesem na ,,ważne'' zapiski. Pod oknem stało drewniane biurko i obrotowe, białe krzesło. Otwarte na oścież okno było zasłonięte białymi, matowymi firankami, a na parapecie stały kaktusy (jedyne rośliny, które wytrzymywały w moim pokoju). Po lewej stronie od drzwi stała stara dobra kanapa z pikowaną szarą narzutą i kolorowymi poduchami, a przy niej wielka szafa.
    To właśnie z tej szafy wyjęłam flanelową koszulę w kratę, która należała do Stasia.
Staś rozłożył ręce, a ja rzuciłam koszulę w jego stronę.
-A gdzie żelki? – zapytał zaczepnie.
Otworzyłam drugie drzwi szafy i wyjęłam z niej paczkę żelek, które rzuciłam Stasiowi.
-No… Także dziękuję serdecznie i muszę już lecieć. – mówił patrząc na zegarek.
-Pomagasz Arkowi? – zapytałam zamykając drzwi szafy.
-Nie. Dzisiaj nie. – wziął głęboki wdech – Ewa poprosiła mnie o pomoc przy gazetce szkolnej.
,,Lizzie nie denerwuj się! Nie powinnaś być zazdrosna. To twój PRZYJACIEL.’’ – rozmyślałam gorączkowo.  
Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam:
-O. To fajnie…
Brawo Lizzie! Właśnie wyszłaś na zazdrosną przyjaciółkę. Co on teraz o mnie pomyśli?
-To ja już idę. – stwierdził z lekkim uśmiechem i dodał – Przytuliłbym cię, ale oboje jesteśmy mokrzy.
Staś wyszedł, a drzwi trzasnęły. Znów zostałam sama w tej saunie.







 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz